piątek, 8 lipca 2011

Kościół na rozdrożu


Jesteśmy na rozdrożu. W życiu naszych wspólnot jak i naszym osobistym jest pewien dylemat. Dotyczy on tego w jaką stronę pójść. Droga w jedną strona to ta która jest znana i bezpieczną. Nie ma na niej jakiś szczególnie ekscytujących chwil, ale jest znana.To jej atut. Przeszliśmy tę drogę jakiś czas temu. wtedy było to czymś nowym. Dzisiaj wielu na niej jest, wszystko jest dosyć przewidywalne, nie ma momentów poza kontrolą, czas tutaj biegnie dosyć smętnie. Ta droga to droga sprawdzonych schematów i ewangelicznych tradycji, czasami owe tradycję są jedynie denominacyjnymi przyzwyczajeniami, dalekimi od biblijnych wzorców. Jednak są i dają poczucie stabilności. Na owej drodze panują zwyczaje i formy zupełnie nieadekwatne do czasu w którym owa podróż ma się odbyć i zupełnie nie zrozumiałe dla samych podróżnych. No ale cóż przynajmniej to znamy.
Z drugiej strony wyłania się droga, może bardziej ścieżka rzadko uczęszczana i na samym jej początku pojawiają się raczej obszary nieznane i tajemnicze. Nie wiele o niej wiemy, jedynie może to, że prowadzi do celu. Legendy jakie krążą o tej drodze fascynują, ale też zniechęcają wielu dobrych i porządnych podróżników. Droga ta wymaga zaparcia, uznania tego co nowe za właściwe i pożądane. Droga ta jest wyśmiewana prze podróżników ceniących sobie spokój, wygodę i konformizm. Ludzie uczęszczający ta drogą to niepokorni marzyciele, odkrywcy i twórcy historii, to co nowe traktują jako atut, a nie wadę, zmieniają rzeczywistość, a nie biernie tylko uskarżają się na nią. Ci którzy nią podążają prawie nigdy nie są uznani. Posądza się ich o złe motywacje, nieuczciwość, błądzenie. Jednak jak historia pokazuje zawsze ci co idą po nich mówią ci którzy szli przed nami mieli jednak rację, wybrali trudną, ale właściwą drogę odkrywania Bożych dróg.

2 komentarze:

  1. Doskonale opisałeś wybór „znanego gorszego‟ od „nieznanego lepszego‟...
    Moim zdaniem, nie tylko strach przemawia za takim wyborem. Niestety często sprowadza się to do wyboru TAŃSZEGO rozwiązania - taniej jest iść bezpieczną drogą, bo nie trzeba płacić CENY!
    Obserwuję ludzi w swoim wieku (rok do 40-tki), a także starszych od siebie - często wielu z nas chciałoby już tylko odcinać kupony. Tak ciężko, we własnej opinii, pracowaliśmy na swoją pozycję, że marzy nam się wczesna emerytura. Ze zdziwieniem widzę, ludzi w sile wieku stających się konsumentami. Zamiast świecić przykładem, inspirować młodsze pokolenie, dawać energię innym w sferze duchowej jak i fizycznej zapadają w mentalny letarg.
    Z podziwem wspominam swojego Dziadka, który do końca życia cały czas coś robił (był złotą rączką). Nigdy nie narzekał, że ciężko, że nie warto. Dość powiedzieć, że zmarł w swoim ukochanym warsztacie. Myślę, że śmierć z pilotem w ręku byłaby dla Niego potwarzą.
    Z takim samym podziwem obserwuję 60-, 70-latków, którym się chce i wkładają całe swoje serce, cały swój czas, w służenie innym.
    Duchowa emerytura? Nie, dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest i zastanawiam się nad tym.
    Myślę jednak że dużą rolę w tym pozostawaniu w tym "co znam " odgrywa nie tyle strach -choć oczywiście istnieje on niewątpliwie,co moje własne chorobliwe "lenistwo duchowe".
    Tak wiele zmienia się wokół mnie i tak szybko że czasami z własnego wyboru pozostaję gdzieś za tą zakręconą karawaną ....Ale wiem i przyznaję że przez to tracę wiele pięknych,nowych doznań.

    OdpowiedzUsuń