wtorek, 29 grudnia 2009

Tak mało czasu !

Nie mam czasu ! To chyba jedno z najbardziej powtarzanych stwierdzeń naszych czasów. Myślę sobie, że je też nie mam czasu. koniec roku sprzyja więc takim refleksjom. Więc pozwólcie, że powiem Wam na co nie mam czasu. Nie mam czasu na rzeczy, które nie mają znaczenia w wieczności. Wielu ludzi podnieca się sprawami, wydarzeniami o których nikt nie będzie pamiętał pojutrze. Jednak energia jaką wkładamy w ich przeżywanie nie ma sobie równych. Nie mam czasu na to na co mój Bóg ma czasu. on nie ma czasu na kłótnie i spory o słowa, nie ma czasu na dywagacje teologiczne i spory akademickie. Mój Bóg nie ma czasu na kłótnie o gatunki muzyczne oraz pobożne stroje. Tak jak On nie mam czasu, aby udowadniać wyższość jednego kościoła nad drugim. W końcu nie mam czasu na dogadzanie swojemu ciału . Hm to może brzmi dziwnie, ale odkrywam że wszelki moje wewnętrzne potrzeby zaspokajam w Nim moim Bogu. Moja potrzeba uznania, kochania i bycia kochanym, moja potrzeb czucia się wartościowym i bezpiecznym . To wszytsko mam w Nim. Nie zrozumcie mnie źle, kocham moich bliskich i jestem kochany , czuję się w wśród nich wartościowy i potrzebny, ale nawet gdyby było inaczej wiem, że to wszystko jest w Nim. Dlatego, że wszystko mam w nim nie mam czasu na szukanie substytutów. Niedawno jeden z mówców konferencyjnych jaki był u nas - John Burns zapytany przeze mnie dlaczego z Kanady przyjechał tylko na trzy dni do Polski odpowiedział, że na tyle tylko mógł. Z rozmowy dowiedziałem się, że z lotniska po powrocie jedzie prosto do Kościoła, gdzie ma wykłady w szkole biblijnej. powiedziałem mu szkoda , pokazałbym ci Kraków. I tu zdziwienie nie specjalnie się zmartwił. Powiedział mi że życie jest zbyt krótkie, aby tracić je na "atrakcje". dużo wtedy pojąłem. jest czas odpoczynku i to jest wspaniałe, ale pamiętać chcę ciągle po co tu jestem. Moje życie to nie przecież niekończąca się impreza. To skarb którego nie mogę zdewaluować przed telewizorem. Pozdrawiam więc na 2010. Amen


Teraz już wiem dlacezgo tu jestem
to moja chwila mój czas
dla kogo bije moje serce
dla kogo zmieniam ten świat
dziś już wiem skąd się tu wziąłem
gdzie idę i gdzie jest mój cel
małe sparwy nie mają znaczenie
problemy zabiera mój Bóg
I zawsze tylko patrzę na krzyż,
na puste miejsce wykute w skale
czynisz życie me szczęśliwym
gdy na Ciebie Jezu patrzę
biegnę do celu do nagrody
przez wzgórza góry i doliny
biegnę i patrzę wciąż do przodu
obracam się w tył na krzyż
zostawiam z tyłu złe wspomnienia
przegrane bitwy i złe marzenia
zostawiam z tyłu małe pragnienia
patrzę na krzyż on się nie zmienia

biegnę do celu Filadelfia Youth

poniedziałek, 30 listopada 2009

Nie bój się nowego


Czy możesz wyobrazić sobie, że wchodzisz do wielkiej hali. Na środku ustawiona jest scena, ekipa techniczna krząta się wokół dopieszczając każdy szczegół i detal. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Za klika godzin przecież się zaczyna. Ogromne telebimy podwieszane są po prawej i lewej stronie sceny. Muzycy kończą właśnie próbę, widać niezwykłą ekscytację wszystkich zaangażowanych. Z końca sali podchodzi do Ciebie młoda dama i z uśmiechem na twarzy prosi o opuszczenie sali i przyjście wieczorem, tłumaczy ci właśnie , że chcą aby wszystko było przygotowane jak najlepiej. Jak zwykle w takich sytuacjach z niewyraźną miną opuszczamy salę. Jesteś jednak bacznym obserwatorem i wiesz , że tym razem jest inaczej niż na koncercie na jakim ostatnio byłeś. Jest coś innego, ale co ? Wracasz wieczorem, pod halą tłum. Ludzie w firmowych kurtkach zapraszają do środka. Wszyscy szybko wchodzą, bo zaraz się zaczyna. W lekko zaciemnionej sali wyczuwa się klimat oczekiwania. Dokładnie o 19.00 zaczyna się. Na rzutnikach teledysk. Na klipie można zobaczyć różne rejony świata, bogate i biedne i ludzi którzy "coś tam robią". I nagle zaczyna grać muzyka , olbrzymia liość świateł robi wrażenie. Wokalista śpiewa, a tłum od pierwszych minut zaczyna razem z nim śppiewać. Wsłuchujesz się o czym. Jesteś oszołomiony. Padają słowa Jezus, Bóg , zmienione życie. Nie możesz sobie tego wszytskiego poukładać , w głowie kompletny zamęt. Pytasz kogoś z boku o co chodzi. Starszy gość rytmicznie podskakujący odpowiada, że jesteś w kościele na nabożeństwie. Nie może to być prawdą, znasz inny kościół-pobożny, z religijnymi obrazami, czy może bez nich, ale powagą i nabożną formą. To nie może być to. No właśnie. Co ? Zastanawiasz się, co ci przeszkadza ? Muzyka, światła, a może tłum. Przecież jesteśmy maleńką trzódką, a setki i tysiące uczestników spotkania nie mieszczą się w tym pojęciu. Przecież słyszałeś, że nie ilość, ale jakość. W twoim sercu czujesz może nawet złość, a w twoich myślach pojawiają się ..........................................................................no właśnie co działa by się z tobą w świecie realnym w takiej sytuacji. Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.

wtorek, 20 października 2009

Ach te pokolenia i ich wojny !

Dziś poszukując książki którą muszę oddać natrafiłem na znaną pozycję pt. Rozważania Biblijne. Bardzo lubię tą pozycję choć nie miałem okazji nigdy przeczytać wszytskich tam zawartych rozważań. Otworzyłem na jedenej ze stron przeczytałem ją w całości. Spragniony tych prostych ewangelicznych prawd tam zawrtych zanużyłem się w lekturze. Twarda mowa, ale warta mego zaintersowania. Miód na serce. I nagle czytam i niedowierzam autor grzmi jak oszalały na wszechogarniającą letność w kościele, napiętnuje nauki "ucho łechcące", pobłażanie grzechowi no i wogóle na pokolenie które marnotrawi łaskę i grzeszy. Jeszcze raz czytam to samo, zatrzymuje się i sprawdzam na pierwszej stronie rok wydania. Nie do wiary to 1980 rok. Niemożliwe. Z relacji dziś starszych braci w wierze wiemy, że właśnie wtedy żyli prawdziwi chrześcijanie, a teraz jest właśnie tak jak opisuje autor owych rozważań.
Kiedyś pani z polskiego w szkole średniej przeczytała wypowiedź jednego z polskich pisarzy, który opisywał polską złotą młodzież. Okazało się , że opis wypisz wymaluj młodzieżówka końca XX w. Nic bardziej mylnego !Był to opis kwiatu narodu, ale w latach 30 minionego stulecia. Jaki wniosek ? Mianowicie każde mijające pokolenie narzeka na kolejne, a kolejne marudzi, że jest nierozumiane przez ojców wiary. O ile ci ostatni mają prawo do niedojrzałości o tyle ci którzy żyją już długo z Panem niech zobaczą coś więcej niż tylko ponury obraz przyszłości kościoła, bo wydaje mi się, że Pan widzi to inaczej. Młodzi dzisiaj będą pokoleniem wielkiego wpływu jutro. Hm a może już dziś wpływają na świat, pomimo całej ich niedoskonałości. Oby młodzi dzisiaj za 20 lat nie marudzili na pięknych dwudziestoletnich swojej epoki. Niech młodzi budują na dokonaniach ojców, a ojcowie niech pomagają i promują synów, aby weszli w pełnię swojego powołania. Amen.

środa, 7 października 2009

Maszyna ruszyła !


Duchowe życie czasami jest jak lokomotywa. Ciężkie, powolne, sapiące aż pot z niej spływa. Przez ostatnie lata odnosiłem wrażenie że tak właśnie jest w naszym kraju. Wszelki próby wprawienia owej lokomotywy w życiu całych chrześcijańskich wspólnot jak i indywidualnych osób spełzły na niczym. No i coż ciężkie to czasy były. A no właśnie były bo moja "intuicja", a może Duch Święty każą mi wierzyć, że coś w narodzie się zmienia. Jesteśmy w przededniu konferencji kobiet wydarzenia radosnego, ale też zawsze mnie sterującego. Za każdym razem nie wiemy ile osób przyjedzie, czy wszystko będzie dobrze, czy Boże cele zostaną osiągnięte. Jednak tym razem jest inaczej, jest lżej. Kiedy w okresie przygotowań zatrzymywałem się na chwilę czułem swoim duchowym nosem, że jest właśnie inaczej, łatwiej. Za nami lata czasami biegu pod górkę, okupionego wielkim wysiłkiem poszczególnych osób jak i całego kościoła. Dziś ośmielam się twierdzić Pan przychodzi w nowy sposób. Jest inaczej! Czy wy też takie macie wrażenie, jeśli tak to wspaniale, jeśli nie to bądź zachęcony przez to co piszę. Wracając do naszej lokomotywy, odnoszę wrażenie że ma już ona najtrudniejszy moment startu za sobą. Ruszyła ! To sukces ! Jednak teraz świat za oknem owego parowozu zaczyna szybko umykać, te wszystkie znane obrazy zaczynają się oddalać, zmienia się krajobraz, zabudowania, klimat. To co było swojskim otoczeniem zostało zostawione gdzieś daleko. Tam było pięknie i miło, ale potrzeba zmiany była silniejsza. Parowóz odjechał w znane- nieznane. Tak jest w naszej duchowej rzeczywistości teraz. Pozostawiamy to co znane, na rzecz tego co nowe, dobre i świeże. Na początku było trudno, teraz jest już lżej. Może tu i ówdzie grasuje po pociągu jakiś hamulcowy, ale oni byli zawsze . Obrońcy wiary, którzy w imię swoich przekonań byli gotowi zrobić wszytsko dla rzekomo słusznej sprawy. Pociąg jednak przyśpiesza, ponieważ paliwo jakim jest napędzany pochodzi z zasobów Ducha. Jego nie można zatrzymać. Chyba że my sami złapiemy pewnego dnia za hamulec, stając się hamulcowymi. Niech jednka Boża lokomotywa rozwija swoją prędkość tak, aby każde miasto, mieścina, wieś usłyszały, że Bóg jest dobry !

piątek, 14 sierpnia 2009

Wiem, że ci się nie chce !


Drogie Panie !
Wiem, że jesteście niezwykle dzielne. W życiu jesteście dobrymi żonami, matkami, przyjaciółkami, aktywnie działacie w lokalnych wspólnotach. Jednocześnie robicie karierę lub najzwyczajniej zarabiacie pieniądze na codzienny chleb. W tym wszytskim czujecie się czasami niezwykle zajęte i najzwyczajniej zmęczone. Tak trudno wtedy oderwać się od codzienności. Spakowć walizkę i gdzieś pojechać. Tak zwyczajnie nic się nie chce. Wiem o tym sam jestem czasami bardzo zmęczony. W duchowym życiu też różnie bywa. Rutyna wypiera entuzjam i radość, a religia szarą duchową rzeczywistość nazywa wiernością. Tak trudno jest wtedy zrobić coś ponadto. Jednak dziś chciałbym abyście tak poprostu zebrały siły i zrobiły coś dla Waszego życia. Od lat organizujemy konferencje dla kobiet, które są wielkim świętem, gdzie Bóg wykonuje niezwykłą pracę w życiu zmęczonych, zniechęconych i pokonanych. Zapraszamy Was serdecznie abyście spakowały walizki, pocałowały czule swoich mężów , uściskały dzieciaki i przyjechały do Wodzisławia. Wiem, że ci się nie chcę. Jednak wiem, że kiedy wrócisz do domu powiesz swemu ukochanemu warto było. Więcej na: konferencjakobiet.pl

niedziela, 5 lipca 2009

Huanita Ray

Czy znacie Huanitę Ray . Czy znacie jej historię ? Jest ciekawa i intrygująca. Naprawdę robi wrażenie. Myślę , że wielu ludzi imponują tacy jak Huanita.
Huanita urodziła się w porządnej hiszpańskiej rodzinie. Jej Ojciec był znanym działaczem społeczenym oraz poważanym biznesmenem. Matka zrezygnowała z kariery i zajęła się domem. Od najmłodszych lat mała Huanita dostawał od swoich rodziców to co najlepsze: miłość, ciepło, poczucie bezpieczeństwa. czuła się kochana i wartościowa. Lata szybko mijała szkoła średnia, studia, prac zawodowa. Dziś Huanita prowadzi dostanie życie w południowej Hiszpani. Ma mały domek nad brzegiem morza. Klimat tu jest idealny, każdego poranka przez większość roku , promyki słońca swoim ciepłem muskają śniadą cerę naszej bohaterki, ogłaszając nowy dzień. W kuchni jest niezły ekspres do kawy z programatorem, zanim Huanita wstaje w całym domu rozchodzi się cudowny zapach świeżo parzonej kawy. O poranku nasza bohaterka spędza parę minut na swoim tarasie delektując się widokiem morza. Potem szybka podróż jej małym mini morisem do pracy. Huanita jest piękna i wykształcona, kiedy pojawią się w towarzystwie wzbudza podziw na pograniczu uwielbienia. Pracuje w jednej z organizacji religijnych, praca ta jest spokojna i dająca dużo satysfakcji. Szef to człowiek pobożny i dobry nie sprawia jej przykrości. Jest wyrozumiały i taktowny. Koledzy w pracy i koleżanki to zgrany kolektyw , dzielna ekipa pomagająca sobie wzajemnie. Każdy dzień jest niezwykły. Wszystko idzie dobrze, po pracy jej znajomi z utęsknieniem czekają na ich ulubienicę. Chwila w pubie potem powrót do domy, coś w tv , może jakaś lektura i kolejny niesamowity dzień. Jest tak dobrze. No dobra może tyle. Czyż ta historia nie jest w jakiś dziwny sposób dla nas znajoma. Zapewne każdy chciałby poznać Huanitę Ray. I tu niestety jest problem . Huanita nie istnieje wymyśliłem ją tu i teraz. Ale czy, aby napewno nie istnieje. A może ta historia jest podobną do tej jaka rodzi się w naszej duszy jako skutek, owoc wpływ obecnej medialnej kultury. Owa kultura wytwarza świat jakiego nie ma. Każe nam wierzyć w to co jedynie istnieje w świecie wirtualnym. Każdy wierzy, że jest jakieś inne życie. Rzucamy się więc w wir poszukiwań. Gonimy coś co żyje w naszej głowie, ciągle nieszczęśliwi i niespełnieni. Ów świat jest tylko wyobrażeniem, imaginacją mającą jeszcze bardziej uczynić nas głodnymi i nieszczęśliwymi. Mam jednak inną opcję czy nie wato dziś zmierzyć się z rzeczywistością, uznać ją za prawdziwą i na nowo odszuakć szczęście jakim jest bycie BLISKO Boga. I tyle, a może, aż tyle. Tam jest dobrze, tam jest prawdziwie. Huanita nie istnieje czas w to uwierzyć !

sobota, 30 maja 2009

Do pokonanych marzycieli

Ludzie wizji i wiary to ci którzy najbardziej są narażeni na rozczarowania. Z takim mozołem i zaangażowaniem budują coś, copowstało w ich sercu zrodzone z Ducha Świętego . Są niezłomni i zdeterminowani, wierzą, że sam Bóg powołał ich do wielkiego dzieła. Zostawili wszystko, wygodę, poczucie bezpieczeństwa, ciepłe posady. I co jakiś czas już to widzą - ten obraz noszony w sercu. Nazywają to wizją, pewnym obrazem noszonym w najdalszym zakątku serca. Ten obraz jest często tak piękny i wielki, że aby nie zostać posądzonym o szaleństwo , pokazują tylko Jego małą cząstek. I kiedy ze sfery marzeń coś zostaje przeniesione do świata widzialnego z jakiś przyczyn wszystko zawala się i upada. I w tym momencie ich marzenia na chwilę zawisły pomiędzy niebem, a ziemią. Ci niepoprawni marzyciele przez jedną chwilę czują się pokonani. To nic nowego wielcy apostołowie też tak się czuli. Co wtedy należy zrobić, jak znaleźć się w tym kryzysie. Donald Tusk kilka dni temu powiedział pokonamy kryzys i wyjdziemy z niego silniejsi. Za naszym premier zwracam się do marzycieli, których marzenia na chwilę zamarły w swoistym bezruchu. Podniesiemy się i zobaczymy jak nasze marzenia stają się rzeczywistością. Musi się udać.
Małe P. S
Nawet jeśli by coś poszło nie tak wolę polec w walce o marzenia niż być żałosnym obserwatorem - Polska będzie zbawiona !

wtorek, 12 maja 2009

Pociąga mnie ...Świętość

To dziwne uczucie . Czujesz jak Bóg upomina się o Ciebie. Wiesz, że jest zachłanny,zazdrosny, że nie ma ochoty dzielić się Tobą z nikim. Nie mam na myśli życia z ludźmi których kochasz, ale myślę o szczególnym miejscu w sercu. To miejce ma numer ..1. Czujesz jak Bóg zaczyna Cię prześwietlać , pokazywać, po to by porządkować. Ten ogień oddzielenia dla niego pali i boli. Jest też ciepły tak jak dobry jak dobry dotyk. Kiedy pali to czujsz, że nawierzch wypływa każdy nawet najdrobniejszy grzech, ułomność, zły nawyk do których przywykłeś. Cel jest jeden przywrócić szczególny rodzaj obecności Bożej wynikający nie z intelektualnych decyzji ale z pełnego miłości radykalnego działania Ducha Świętego. Wiem jedno nie ma pełnego życia z Bogiem bez pełnego oddania siebie. Ten ogień oczyszenia płonie co jakiś czas podnosząc nas na wyższy poziom relacji z ukochanym mym Panem. Tak mocno Cię kocham Jezu ! A ogień oczyszczenia niech płonie , zawsze potem zamienia się w ogień gorliwości i mocy !

wtorek, 5 maja 2009

Konferencja co tydzień


I już po. Radykalni dobiegli końca. Był to naprawdę dla wielu ludzi wspaniały czas. Ktoś z ludzi już nie młodych może powiedzieć mnie się nie podobało, ale chyba prawda jest taka, że ta konferencja nie była dla nas. Radykalni mają za cel dosięgnąć z ewangelią młode pokolenie więc używa środków zrozumiałych dla młodych. Nie musi się więc nam podobać !
Przy tej okazji chciałem podzielić się jedną z myśli. Kiedy zakładaliśmy kościół Filadelfia nosiłem w sercu wizję wspólnoty w której ludzi doświadczają Boga na każdym spotkaniu. Powiem wprost kocham konferencję, ten nastrój , szczególny klimat i ekscytację. Jednak wymyśliłem sobie, że będę to miał w kościele w którym służę, co tydzień. Zadałem sobie trud zapytać Boga i przeanalizować nasze działania, które mogą hamować i tłamsić ów duchowy klimat. Tak więc dziś z radością każdej niedzieli zdążam na spotkanie kościoła, gdzie doświadczamy tego samego co inni mogą otrzymać tylko czasami raz może dwa razy do roku. Czy to zarozumiałość nie to Duch Święty. Prawdą też jest to, że obecność Boża nie jest dana raz na zawsze. Dlatego z pokorą dziś ciągle podążamy za świeżym powiewem Ducha. To mnie ciągle zadziwia. Dlatego ten klimat duchowego święta jaki odczuwa się na konferencjach niech już nam towarzyszy cały czas. Czy jest to możliwe ? To było pytanie retoryczne .

środa, 22 kwietnia 2009

Radykalni 2009 Start !

Właśnie wróciłem z Krakowa. Miasta pięknego, ale też specyficznego. Tam na każdym kroku można zobaczyć wszechobecną religię. Tam nawet budynki instytucji publicznych czy szkół wyglądają jak obiekty kościelne. Kraków nie ma nawet swoistego mini city, wszystko jest piękne, klimatyczne, starodawne. Starodawne są też kościoły. Pamiętam lata 90-te i różne wspólnoty odnowy charyzmatycznej , które tak dynamicznie służyły ludziom w tym mieście. Jaka szkoda, że dziś tak trudno usłyszeć o ich dynamicznej kontynuacji. Za kilka dni rozpocznie się tam Konferencja Młodych Chrześcijan Radykalni. Inicjatywa niezwykle dynamiczna , która przyniosła przełom w życiu wielu młodych wierzących. Jest to impreza niezwykła. Starodawna, a zarazem nowoczesna. Starodawna , bo duchowy przekaz ma już 2000 lat. Nowoczesna, bo komunikowana przez multimedia, głośną muzykę i dynamiczne pełne humoru, a czasami dramatyzmu przemawianie zaproszonych mówców. Mam świadomość, że jest to wydarzenie, które rozciąga także i mnie. Przyzwyczajony do tego, co znane decyduję się na podróż z moim Bogiem podążaniu za tym , co nieznane, pełne nowych, ale ekscytujących wyzwań. Radykalni to nie impreza dla ludzi znudzonych Bogiem, to nie impreza dla ludzi, którzy ukochali status quo. To spotkanie dla słabych, silnych, wiernych i niewiernych, ludzi wiary i wątpiących, wizjonerów i sceptyków. Radykalni to impreza dla wszystkich, którzy są gotowi na zmiany samych siebie przez Boga. Impreza dla ludzi gotowych żyć duchowym przebudzeniem kolejny rok. Ludzi, których duchowa apatia boli na tyle, aby coś zrobić. Co jakiś czas odkrywam w sobie przewagę tradycji i religijnych przyzwyczajeń, a coraz mniej relacji z Bogiem wtedy na nowo wyruszam w nieznane.Podążam w kierunku mego Pana, który znowu mnie zadziwi i rozciągnie. Na pewno nie potrzeba do tych zmian konferencji. Jednak jeśli takowa jest,a Bóg się na nią wybiera to ja idę tam gdzie jest Jego chwała czyli szczególna obecność Boża. I was kochani nie może tam zabraknąć to nasze wspólne święto ! Zbyszku i Madziu kibicujemy i modlimy się za Was. Filadelfia

sobota, 18 kwietnia 2009

Zapatrzeni w siebie !

Co jakiś czas otrzymuję na moją skrzynkę informacje o organizowanych wydarzeniach chrześcijańskich w Polsce. To, co mnie uderza to charakter wydarzeń reklamowanych w tych emailach. Mianownikiem wspólnym jest słowo " MY". Wszystkie owe konferencje, seminaria są nakierowane na ludzi z kościołów. Mnogość wydarzeń jest czymś radosnym i świadczy o dużej aktywności wielu wspólnot. Jednak smuci mnie fakt, że pośród tych wszystkich spotkań tak mało jest aktywności mających za cel dotarcie do osób spoza kościoła. Na pozór wydaje się wszytsko wporządku, działamy. Jednak czy to jest to oco chodzi Jezusowi. Jemu nie chodzi, aby robić więcej, więcej i więcej. Jeśli niebo nie jest zaludniane to nasza energia wydaje się iść w niewłaściwym kierunku. Chyba nie możemy robić już więcej. I tak jesteśmu już zapracowani. Jednak na to co najważniejsze brakuje już sił. Czasami brakowało także i mnie mądrości. Dlatego odchudziłem swój notes , nie zapisuje już kolejnych zadań do wykonania. Zapisuje te najważniejsze i najefetywniejsze. Zbyt zaabsorbowani sobą straciliśmy najważniejszy cel egzystencji Kościoła - przynoszenie duchowej zmiany. Narzekamy, że ludzie nie chcą słuchać, a może to my daliśmy się oszukać, że tak jest.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Kryzys jest ... w naszych głowach.

Każdy kto zna się trochę na mediach wie, że strach sprzedaje się dobrze. Obserwując media i to co w nich jest pisane odnosi się wrażenie nadchodzącego kataklizmu, który za chwilę dopadnie całą ludzkość. Nie twierdzę, że wszytsko idzię dobrze, ale z infomacji do nas docierających wyłania się ponury obraz końca świata. Nawet niektórzy Boży ludzie wieszczą totalny zamęt i krach cywizlizacji. Nie sądzę, aby nasze apokaliptyczne wizję spełniły się w tym czasie.
Miesiąc temu przy okazji spotkania liderów kościoła śmiało powiedziałem, że Polska zostanie zachowana przed kryzysem. Dalej tak twierdzę i wydaje się, że moja słowa nie były jedynie moim marzeniem.
Jednak przy tej okazji należy zadać sobie pytanie co mamy robić , my ludzie Boży, którzy wierzą w Boży pokój wypełniający serce człowieka. Czy mamy ulegać szaleństwu medialnemu i z zatroskaniem czytać kolejnego newsa mówiącego o pikujących w dół wskaźnikach ekonomicznych. Czy powinniśmy słuchać doradców biznsesowych, których prognozy są jedynie wyrażaniem domysłów. Co dziś jest pewne, na czym można oprzeć swoje życie i poczucie bezpieczeństwa ? Otóż drodzy Państwo nic nie jest pewne! Na niczym nie można już dziś polegać, a jedynie na Bogu, troskliwym Ojcu i Panu sutuacji. Tak strach dobrze się sprzedaję, ale nam nie potrzeba już bardziej się bać, ucieknijmy więc do Boga, do miejca spokoju i bezpieczństwa. Tam jest dobrze.

środa, 15 kwietnia 2009

Po co to wszystko

Z natury jestem gadułą. Ci którzy mnie znają więdzą jak bardzo lubie być " duszą towarzystwa". Czasami mówię mądrze, czasami trochę mniej. Tak czy inaczej zawsze moja mowa mnie wyraża. Jednak przychodzi czas w życiu każdego człowieka, że masz potrzebę wypowiedzi na serio. Jesteś przekonany, że to co myślisz, mówisz może mieć znaczenie dla innych. Tak, mam taką potrzebę. Chcę mówić i pisać o mnie, o ludziach mi bliskich, o Bogu , o kościele o zmianie tego kraju. Tak więc w drogę ludzie!!!!